Klasy 2a i 2e w Skansenie: Lekcja historii i tradycji!
A gdyby tak przenieść się w czasie o kilkaset lat do tyłu…i znaleźć się choć na jeden dzień w rodzinie karczmarza (cóż to za szczęście! Karczmarz wówczas był bogatym mieszkańcem wsi!).
Jeśli wcielilibyśmy się w malucha, do 2 roku życia opiekę nad nami przejęłoby starsze rodzeństwo i matuchna raz po raz spoglądająca do kołyski. Mamy szczęście – latem przebywamy na świeżym powietrzu, a zimą w trosce o nasze bezpieczeństwo zostajemy w chodziku, który zadba nie tylko o nasze bezpieczeństwo. Jeśli trafimy na dzieci starsze, do około 7 roku życia awansujemy na osoby dbające o ptactwo. Ptactwo to, czy to kury, czy gęsi ma to do siebie, że lubi dziobać i rozchodzić się na boki, więc naszym zadaniem będzie karmienie ptaków, pilnowanie ich oraz zbieranie jaj. W wieku 7 lat awansujemy do ochraniania większych zwierząt – owiec, krów, a nawet koni. Otrzymamy pajdę chleba ze smalcem lub masłem (wszystko to domowej roboty oczywiście) zawiniętą w rulon i cały dzień spędzimy gdzieś na łąkach wypasając zwierzynę. Jesteśmy teraz pasionką. Takie wypasanie to trudna, ale też nudna praca, więc bardzo szybko znajdziemy towarzystwo, a jak jest druga chętna duszyczka do zabawy, to już wystarczy nam lina, kij, kamienie, garnki, patyki, scyzoryk i zabawa gotowa. W co możemy się bawić? W co tylko sobie wymyślimy, najlepiej jak zabawa będzie zbudowana na produktach ogólnodostępnych. Zabawki z drewna można sobie wystrugać samemu, jeśli tylko ma się porządny nóż. Inspiracją będzie natura, która nas otacza, a więc znajdą się tam drewniane ptaszki, konie, kury czy gęsi. Jeśli kto sprytniejszy i sprawniejszy w tych dziełach doda kawałek skóry, sznurek i stworzy zabawkę, ruchomą. To dopiero skarb, należy go strzec, bo taka zabawka może się okazać jedyną w życiu. Wszak podobne podarunki może przynieść tylko Gwiazdor, ale do niego to daleko, a i uważać trzeba, czy po drodze się na zgniłą pyrę nie zasłuży. Dobrze, więc mamy czas zabawy, beztroski, pomocy rodzicom w określonych zadaniach…co potem? Ano potem dalsze obowiązki. Gdy mamy kilkanaście lat stajemy się pełnoprawną pomocą naszych rodziców. Dziewczynki przyuczane są do pieczenia chleba, gotowania, prania, zbierania ziół i pozyskiwania z nich odpowiednich preparatów. Chłopcy natomiast stają się odpowiedzialni za dostarczanie domostwu produktów potrzebnych do wykonania tych prac. Będą więc siać, kosić, młócić zborzże, zbijać nowoczesne jak na tamte czasy maszyny, budować chaty i doglądać zwierzyny. Jeśli komuś z rodziny zamarzy się lniana suknia będzie musiał sam wysiać len, zebrać go, wysuszyć, namoczyć, rozciągnąć, przędz i dopiero wówczas wydziergać suknię. To nie jest zadanie dla słabych rąk. Kobiety w tak zwanym międzyczasie zadbają o nasze siły podając obiad. Pierwszy do stołu zasiada ojciec. Jest głową rodziny, musi być najedzony, resztę kolejności wskazuje metryka urodzenia. Najmłodsi jedzą na końcu. A w czym dostaną ten wykwintny posiłek? Zapewne w glinianych naczyniach. Dostępne mamy najróżniejsze rozmiary, fasony i rodzaje. Garncarka zadbała o nasze wyposażenie. Ulepienie małego garnuszka przy pomocy koła garncarskiego wydaje się prostym zadaniem, ale to tylko tak wygląda, zwłaszcza kiedy patrzymy z boku…
Dużo tego, prawda? A to tylko niewielka część życia, które mieli okazję poznać uczniowie klasy 2a i 2e podczas wycieczki do Skansenu Budownictwa Ludowego we Wolsztynie. Skansen ten położony jest w malowniczej okolicy zachodniego brzegu jeziora Wolsztyńskiego i składa się z kilkunastu obiektów o różnorakim przeznaczeniu. Zobaczymy tam chaty z dachami krytymi słomą i strzechą, pomieszczenia gospodarcze i warsztaty rzemieślnicze. Oprócz budynków skansen posiada liczne sprzęty, których zastosowanie niejeden raz zaskoczyło uczestników wycieczki. Znajdziemy tam pierwsze wersje lokówki czy prostownicy, sprytnie wykonaną gofrownicę, maszynkę do ubijania masła czy chodzik, który wywołał sensację. Na podwórku uczniowie mogli spróbować swoich sił w pracy z cepem, prać ubrania korzystając z tarki lub pierwszej pralki zbudowanej z drewna, a także młócić ziarna przy użyciu kamieni. Podczas warsztatów garncarstwa każdy uczestnik wycieczki wykonał swój własny i niepowtarzalny garnuszek, a pan Remik podczas swoich zajęć zaprezentował zabawy naszych przodków. Było więc przeciąganie liny, skakanie przez skakankę, rzucanie do celu, strzelanie z procy, chodzenie na szczudłach, zabawa w koszenie, rzucanie do sowy i wiele, wiele innych.
Najedzeni (zostaliśmy bowiem poczęstowani pajdą chleba z masłem, które wcześniej wspólnie ubijaliśmy), zmęczeni, z uśmiechami na twarzach wróciliśmy do naszych czasów 🙂
Dziękujemy całej obsłudze za wspaniałą lekcję historii, a czytelników zapraszamy do zapoznania się ze zdjęciami przedstawiającymi choć ułamek tego cudownego dnia 🙂
Martyna Rzepecka





























